torun.repertuary.pl
Profile

Profile: dzio

Films comments:

Coffee and Cigarettes dzio, 25. września 2004 godz. 02:14

już niedługo
na razie widziałam tylko trailer, ale na pewno wybiorę się do kina. to będzie rewelacyjny film. :)

Eternal Sunshine of the Spotless Mind dzio, 25. września 2004 godz. 02:11

świetny!!
jeden z najlepszych filmów, jakie ostatnio widziałam. rewelacjyny, zakręcony scenariusz, świetnie zagrany (choć przyznaję się, że nie cierpię carreya, a za kate winslet nie przepadam), piękne zdjęcia... wszystkim, którym chce się przy oglądaniu filmu trochę pomyśleć szczerze polecam!!! :)

Spider-Man 2 dzio, 25. września 2004 godz. 02:05

nice :)
w odróżnieniu od dramatycznie drewnianej jedynki, "spider-man2" mi się podobał. oczywiście, to jest komercyjne (ach, jakie paskudne słowo, nieprawdaż?) kino akcji, nastawione na nastoletnich widzów, ale to nie znaczy, że ktoś starszy niż 15 lat nie może się na nim dobrze bawić. sprawnie opowiedziana historia, w której ważne są nie tylko efekty specjalne (swoją drogą świetne), nieźle zagrana, momentami trochę wzruszająca, momentami bardzo zabawna (parker wyciągający z pralki skarpetki, koszulkę i kostium spider-mana... :) ). bardzo przyzwoity film.

Hellboy (2004) dzio, 25. września 2004 godz. 01:47

hmmm
powiem tak - postać hellboya - świetna (idealnie dobrany aktor!), podobnie jak profesora (koleś wygląda i zachowuje się, jak "przerysowany" z komiksu, dobrany idealnie), kilka naprawdę zabawnych momentów ("i'm fireproof. you're not." :) ), fajne efekty specjalne. i nic więcej. klimat komiksu faktycznie gdzieś się zgubił, czego bardzo żałuję, bo chociaż miałam w rękach tylko kilka zeszytów, bardzo mi się podobały... w sumie - żadna rewelacja, ale jeżeli nie oczekuje się cudów, można się na tym filmie naprawdę nieźle bawić.

The Chronicles of Riddick dzio, 25. września 2004 godz. 01:41

wielkie rozczarowanie
po kontynuacji "pitch black" spodziewałam się czegoś o wiele lepszego. pierwszy film z riddickiem w roli głównej był świetny - wartka akcja, dość ciekawy pomysł, fantastyczny vin diesel, klimatyczne zdjęcia... natomiast jedyne, co w "kronikach" można uznać za udane, to efekty specjalne, a i to nie zawsze... fabuła porwana, wprowadzająca sto nowych wątków, które zupełnie gubią się po drodze, sprawia wrażenie, jakby po trzech dniach zdjęciowych zaginął scenariusz i nikt nawet nie próbował go szukać. aktorzy, wszyscy bez wyjątku, grają beznadziejnie. zakończenie niczego tak naprawdę nie wyjaśnia (brakuje tylko wielkiego napisu "to be continued"), urywa się w strasznie denerwujący sposób. no i zarzut podstawowy - postać riddicka, główny atut "pitch black", zupełnie straciła charakter. to nie jest ten riddick, dzięki któremu "pitch black" było takim fajnym filmem... jednym słowem - szkoda czasu i pieniędzy. jeżeli ktoś koniecznie chce się przekonać na własne oczy, radzę poczekać na wydanie na DVD (wersja dla "nielegalnych" - ściągnąć z netu).

Van Helsing dzio, 15. maja 2004 godz. 21:29

ekhm
"van helsinga" nie widziałam i do kina na to nie pójdę, ale prędzej, czy później zobaczę na pewno. i jestem właściwie przekonana, że się będę dobrze bawić. podobnie, jak na obu "mumiach". filmy z gatunku "mózg leży i odpoczywa, a ja patrzę, jak ładnie wszystko wybucha" bardzo mnie bawią, nie doszukuję się w nich ambitnych treści, błyskotliwych zwrotów akcji i mistrzowskiej gry aktorskiej. kino to jest przede wszystkim rozrywka - a rozrywka to nie tylko ciężkie jak płyta nagrobna dzieła o francuskich intelektualistach w obliczu kryzysu wieku średniego, ale też głupie jak pasztetówka "teledyski" z dziurami logicznymi w fabule, pięęęęęknymi aktorkami i nadmiarem efektów specjalnych. :) jak się nie lubi takich i idzie do kina, to potem nie należy marudzić. widziały gały co brały, jak mówi przysłowie. ;)

The Dreamers dzio, 6. marca 2004 godz. 15:39

rozczarowanie
przerost formy nad treścią - pretensjonalne, sceny erotyczne, które poza szokowaniem widza nic właściwie nie wnoszą... no i po wyjściu z kina człowiek zastanawia się - o co właściwie chodziło? ja nie dopatrzyłam się żadnego przesłania, żadnej głębszej myśli, którą reżyser chciał przekazać, a po filmie bertolucciego tego należało by się spodziewać... jeden duży plus - sceny ze starych filmów odgrywane i wspominane przez bohaterów - świetny pomysł bardzo dobrze zrealizowany. generalnie 5/10 czyli nic specjalnego.

Big Fish dzio, 6. marca 2004 godz. 15:30

idę dzisiaj
jeżeli ktoś zauważy w multikinie dziewczynkę w czarnym płaszczu siedzącą jak głupek do końca napisów i słuchającą pięknego "man of the hour" pearl jamu, który leci w tle, to będę ja. :) wrażenia wieczorem opiszę. :)

The Last Samurai dzio, 6. marca 2004 godz. 04:11

watanabe...
...należał się ten oskar. zdecydowanie. bardzo żałuję, że go nie dostał...

The Pirates of the Caribbean: The Curse of the Blac dzio, 9. lutego 2004 godz. 13:07

tak!
będzie krótko i treściwie - świetny film!!! spodziewałam się głupawego filmu przygodowego, dostałam zakręconą fabułę, genialne aktorstwo [jeżeli depp nie dostanie tego oskara, wyślę bombę w paczce amerykańskiej akademii filmowej :)], piękne zdjęcia, muzykę, która ubarwia, ale nie wybija się na pierwszy plan, fantastyczne poczucie humoru... bez słabych punktów. do kina, i to szybko! :)

The Last Samurai dzio, 9. lutego 2004 godz. 13:01

właśnie. :)
zgadzam się z carlsbergiem - papranie zakończeń to specjalność amerykanów... :)

Equilibrium dzio, 9. lutego 2004 godz. 06:39

bardzo dobry
zdecydowanie polecam. :) film jest naprawdę ciekawy i moim zdaniem porównywanie go na siłę z "matrixem" nie ma wielkiego sensu. czy każdy film, w którym pojawiają się efektowne sceny walki i bohater fizycznie podobny do neo (bo przecież nie charakterem, a motywacje i uczucia tych dwóch postaci też są zupełnie inne), musi być mierzony matrixową miarką? moim zdaniem nie. :) jeżeli chodzi o plusy "equilibrium" - świetna gra aktorska, christian bale jest fenomenalny, zwłaszcza, że rola prestona wcale nie jest łatwa. poza tym - świetne zdjęcia, do tego kolor i światło - przechodzące od zimnych błękitów, szarości i czerni w scenach z librii, do ciepłych i miękkich barw wtedy, kiedy skrawki zakazanego świata uczuć pojawiają się na ekranie. na uwagę zasługuje też scenografia - wnętrza, stroje, wyposażenie mieszkań - wszystko podkreśla panującą w librii obojętność, brak uczuć, jednakowość. jedynym dużym minusem filmu jest fatalny angus macfadyen w roli kanclerza puponta - jego końcowy monolog po prostu mnie poraził i przeraził... poza tym pojawiają się drobne luki logiczne, jak na przykład - preston idący na spotkanie z ojcem musi oddać broń. oddaje więc miecz. natomiast nikt nie odbiera mu o wiele niebezpieczniejszych pistoletów... ale to są drobiazgi, których nie warto się czepiać... :D generalnie - 8/10. naprawdę polecam.

Apocalypse Now. Redux dzio, 9. lutego 2004 godz. 06:16

improved??
będzie krótko - popieram jay'a. wersja oryginalna jest o niebo lepsza, większość nowych scen psuje klimat, usypia, niszczy wizerunek bohaterów, jaki po wersji oryginalnej widzom się utrwalił i robi kilka innych, zdecydowanie nieprzyjemnych rzeczy. stanowczo odradzam. zamiast tego, zobaczcie pierwotną wersję - TO jest arcydzieło.

Cold Mountain dzio, 9. lutego 2004 godz. 06:11

polecam
przede wszystkim ze względu na aktorstwo - wszystkie główne i drugoplanowe role zagrane są fantastycznie. poza tym - jest na co popatrzeć - mnóstwo pięknych widoków, fantastycznego operowania kolorem i światłem, dopieszczonych kadrów. muzyka podkreśla klimat - godne uwagi jest zastosowanie utworów z wokalem, zamiast czysto instrumentalnych, jakie zazwyczaj się w takich filmach spotyka. jedyne, do czego mogę się przyczepić, to odrobinę zbyt "babska" fabuła, do której w celu przyciągnięcia mniej sentymentalnej części widowni doklejono otwierającą film sekwencję batalistyczną. bitwa na początku stanowi zbyt mocny akcent, którego nie równoważą późniejsze wydarzenia i sposób ich pokazania... generalnie - 7/10. czyli - z pewnymi zastrzeżeniami, ale warto. :)

The Lord of the Rings. The Return of the King dzio, 9. lutego 2004 godz. 06:04

pytanko jedno.
do wszystkich, którzy coś słyszeli o wersji reżyserskiej "powrotu króla" - otóż doszła do mnie wieadomość, że peter jackson w jednym z wywiadów udzielancyh przy okazji ogłoszenia nominacji do oskarów oświadczył, że wersja reżyserska ostatniej części "władcy" trwa 6 (!!!!!!!!) godzin. czy ktoś to może potwierdzić albo zdementować? bo mi nic takiego nie udało się znaleźć...

The Last Samurai dzio, 9. lutego 2004 godz. 05:50

Piękny... :)
film fantastyczny - piękny wizualnie, świetna muzyka, patosu nie za wiele, aktorsko - rewelacja [zwłaszcza watanabe i cruise - obaj panowie spisują się genialnie], fabuła ciekawa... polecam serdecznie!

Freaky Friday dzio, 25. stycznia 2004 godz. 23:27

nice and easy
czyli film lekki, łatwy i przyjemny. :) ja bawiłam się dobrze, pomimo tego, że fanką lekkich komedii nie jestem. duży plus dla odtwórczyń ról głównych - obie panie poradziły sobie nieźle, ale lepsza chyba była Lohan jako pani doktor w ciele nastolatki, niż Curtis w roli wręcz przeciwnej... :)

The Matrix Revolutions dzio, 25. stycznia 2004 godz. 23:21

a miało być tak pięknie...
"matrix:rewolucje" jest filmem złym. chwała bogu lepszym od "matrixa:reaktywacji", to już by było ciężko przebić.... powody mojej niechęci do części 2 i 3 matrixowej trylogii? bardzo proste. po pierwsze - część 3 nie ma początku [wrażenie mniej więcej takie, jakby zacząć oglądać film po pierwszej przerwie na reklamy...], a 2 nie ma ani początku ani końca. po drugie - w 1 części wiele pozostawało niedopowiedziane, wachowscy zostawili widzowi miejsce na jego własne spekulacje, własne rozumienie przedstawionych wydarzeń. w 2 i 3 wszystko zostaje wyłożone kawa na ławę, oprócz nielicznych scen, próbujących ratować "metafizyczy klimat" [wyrażenie znalezione w jakiejś recenzji] "jedynki" - z mizernym skutkiem, niestety... po trzecie - szczegóły - rozhisteryzowany chłopak - fan neo, która to postać jest kompletnie niezrozumiała dla tych, którzy nie widzieli "animatrixa", a denerwująca dla tych, którzy widzieli... zmiana "twarzy" wyroczni - sprawia wrażenie triku z tanich oper mydlanych, uzasadniających śmierć lub odejście z serialu jednego z aktorów... holywoodzkie pienia w rodzaju "idźcie i zgińcie z honorem!"... katastrofalnie beznadziejne dialogi [vide - tekst trinity o zawiązywaniu buta...]... zakończenie [osz k* mać, jaka piękna tęcza, no normalnie nie wytrzymam]... długo by można wymieniać. jedyny plus, jaki udało mi się zauważyć [naprawdę, starałam się], to sekwencja bitwy o Zion - dobra robota, świetne efekty i naprawdę trzyma w napięciu. ale i tak - jak ktoś już zauważył - kontynuacje matrixa powinny mieć w podtytule napisane: "jak spieprzyć arcydzieło"...

Kill Bill: Volume I dzio, 25. stycznia 2004 godz. 23:01

stary dobry tarantino...
...czyli wszystko, za co go kochamy - pokręcona fabuła, świetne aktorstwo, absurdalne dialogi, muzyka [mniam], dużo kiczu, przerysowania i spaczonego humoru. :) czekam na drugą część. :)

i kilka zdań do ludzi piszących rzeczy w rodzaju "dno! krwawa jatka bez sensu! film dla psychopatów!" - jeżeli potraktuje się ten film serio, naprawdę można dojść do takich wniosków. ale żeby potraktować ten film serio, trzeba mieć chirurgicznie amputowane poczucie humoru, że o szeroko pojętym wyczuciu sytuacji nie wspomnę. ten film ma od początku do końca wypisane wielkimi literami "UWAGA! IRONIA! CZARNY HUMOR! TA KREW JEST SZTUCZNA!" i trzeba naprawdę sporego wysiłku, żeby tego nie zauważyć. poza tym, jeżeli ktoś w kinie bywa częściej, niż raz na cztery lata, na pewno zauważy nawiązania, zapożyczenia i odwołania do całego mnóstwa filmów - zarówno tych zaliczanych do klasyki, jak i tych z półki oznaczonej literą "B" [a czasem nawet "C"]... szanowni państwo oburzeni "kill billem" zapewne należą do tych widzów, którzy na widok kosmity na ekranie mówią "beznadzieja, przecież kosmici nie istnieją" i wychodzą z kina...

Bowling for Columbine dzio, 25. stycznia 2004 godz. 22:51

bardzo dobry, ale...
po pierwsze - "zabawy z bronią" to bardzo dobry film, porusza bardzo ważny temat i radzi sobie z nim doskonale. poruszenie tego tematu w stanach wymagało na pewno dużej odwagi ze strony reżysera - cieszę się, że nie przestraszył się potencjalnej krytyki. teraz przejdźmy do tych "ale" - po pierwsze film jest nierówny. są momenty świetne - jak na przykład szokujące ujęcia z telewizji przemysłowej w szkole w columbine, wywiad z mansonem, "wycieczka" do kanady, czy skrót historii usa według matthew stone'a [czyli autora "south parku"]. niestety towarzyszą im naciągane, łzawe i amerykańskie do bólu sceny, jak na przykład zabranie rannych w szkolnej strzelaninie uczniów do supermarketu i wymuszenie zakazu sprzedaży ostrej amunicji, pokazywanie hestonowi z NRA zdjęcia zastrzelonego dziecka, czy rozmowa z zapłakanym ojcem ofiary strzelaniny w columbine - za bardzo trąci to amerykańskim talk-show w kiepskim stylu, bezwstydnym kierowaniem kamery na czyjś autentyczny ból i cierpienie. generalnie jednak film jest zdecydowanie udany, bardzo rzadko zdarzają się dokumenty, które potrafią naprawdę przykuć widza do fotela, całkowicie pochonąć jego uwagę, a po seansie dać mu sporo do myślenia.......... jeszcze jedno - odnośnie wywiadu z mansonem i obwiniania go za tragedie w amerykańskich szkołach. po pierwsze - zgadzam się, że manson pokazany jest w tym filmie jako cholernie inteligentny i rozsądny facet. jego odpowiedź na pytanie "gdybyś mógł powiedzieć coś mieszkańcom columbine, gdyby słuchali cię w tej chwili - co byś powiedział?" brzmiała "nic. wysłuchałbym tego, co oni mają do powiedzenia. tego jeszcze nikt nie zrobił." i naprawdę była chyba najmądrzejszym zdaniem całego filmu. a moje pytanie odnośnie zrzucania winy za te wydarzenia na mansona albo innych muzyków - ciekawe, czy gdyby mordercy z columbine byli zagorzałymi fanami madonny, w stanach wystartowałaby masowa kampania przeciwko niej?...

Underworld dzio, 25. stycznia 2004 godz. 22:22

odłożyć mózg na bok i dobrze się bawić... ;)
czyli - film głupi jak pasztetówka, ale ogląda się przyjemnie. fabuła kuleje dosyć mocno, podobnie jak aktorstwo - na przykład kraven, który zachowuje się jak kompletny przygłup albo kumpel michaela, który wypowiada swoje kwestie tak, jakby ktoś mu je wcześniej kołkiem do głowy wbijał... reżyser próbował skupić się na zbyt wielu wątkach jednocześnie [walka wampirów z lykanami, konflikt wewnątrz klanu wampirów, historia selene, jej uczucie do michaela, sam michael zaplątany w historię, której nie rozumie...], przez co żadnego nie udaje mu się naprawdę dobrze poprowadzić... z plusów filmu - ciekawy pomysł na kostiumy, dobrze dobrana odtwórczyni roli selene, brak jednoznacznego oddzielenia czerni od bieli, dobre zdjęcia, scenografia tworząca odpowiedni do treści filmu klimat, próba rozwinięcia wątku michaela - zwykłego człowieka w świecie, o którego istnieniu nic wcześniej nie wiedział [to moim zdaniem najlepszy motyw w tym filmie, szkoda, że ta próba rozwinięcia nie zakończyła się powodzeniem...].

generalnie - bez rewelacji, kuleje fabuła, ale film ma też swoje zalety i o ile ktoś nie jest snobem zakochanym w [ach, och] kinie "AMBITNYM", można się na "underworldzie" całkiem nieźle bawić.

Stara Baśń. Kiedy słońce było bogiem dzio, 25. stycznia 2004 godz. 22:05

odrobinkę nie na temat
filmu nie widziałam, więc wypowiadać się na jego temat nie będę. zamiast tego - krótka opinia na temat realizowania kolejnych ekranizacji klasyków polskiej literatury. osobiście uważam to za główny powód katastrofalnego stanu polskiej kinematografii, jak również za jeden z czynników wpływających na równie katastrofalny poziom kuluralny polaków, zwłaszcza tych młodych... rzeczą oczywistą jest, że ekranizacja lektury szkolnej przyciągnie dobrych aktorów, ekipę filmową z prawdziwego zdarzenia [no, może oprócz ludzi od efektów specjalnych, na to jeszcze z 10 lat sobie pewnie poczekamy], jak również dostanie dofinansowanie od ministra kultury, edukacji czy czegośtam. powód? bardzo prosty - do kina zostaną zapędzone tysiące bogu ducha winnych dzieciaków. i zostawią w kasach naprawdę duże pieniądze. proceder kręcenia "dzieł" tego rodzaju mnie po prostu brzydzi - to najpaskudniejszy i najbardziej cyniczny sposób na wyciągnięcie z widzów pieniędzy.... druga kwestia - czyli wpływ naszych cudownych "superprodukcji" na widza - częstotliwość wypuszczania na ekrany adaptacji lektur szkolnych pozwala ograniczyć szkolne wyjścia do kina tylko i wyłącznie do takich produkcji. do filmów, które wartości sobą nie przedstawiają żadnej [a jeżeli już, to niewielką], sprawiają wrażenie kręconych 30 lat temu, kompletnie nie odpowiadają potrzebom współczesnych widzów, a już zwłaszcza gimnazjalistów, którzy przecież będą stanowić lwią część widowni. w związku z tym uczniowie gimnazjum przynoszą do kina flaszkę wódki, rzucają z balkonu paluszkami i kubkami po popkornie oraz wyją jak stado psów na widok odsłoniętej piersi na ekranie. nauczyciele uczniów dyskretnie opieprzają, po czym wszyscy idą do domów. przeciętny jasio z trzeciej "c" pamięta po seansie tylko tyle, że ktoś wylał śpiącej koleżance colę za kołnież, a cała sytuacja powtarza się przy następnym wyjściu do kina. gdyby zamiast tego szkoła spróbowała dzieci kinem zainteresować i pokazać im naprawdę dobre produkcje... przecież w większości kin na potrzeby dużej grupy widzów można sprowadzić na życzenie praktycznie każdy film! kino ma ogromne możliwości, jeżeli chodzi o rozwijanie w dzieciach wrażliwości, poczucia estetyki i moralności, uczenie ich - i nie chodzi mi o pozycje stricte edukacyjne. miejmy nadzieję, że kiedyś polscy filmowcy zaryzykują i zamiast zacząć kręcenie kolejnej szmirowatej ekranizacji lektury szkolnej, zabiorą się za coś, co może nie zagwarantuje im wielkich zysków, ale będzie miało jakąś wartość...

The Last Samurai dzio, 21. stycznia 2004 godz. 04:00

boski zwiastun
jeżeli ten film spełni wszystkie oczekiwania, jakie mam po zobaczeniu tego zwiastuna, to będzie jeden z lepszych kawałków kina, jakie ostatnio mi się zdarzyło widzieć...

The Lord of the Rings. The Return of the King dzio, 9. stycznia 2004 godz. 16:18

bardzo dobry ale...
no właśnie - "ale". :) po wyjściu z kina byłam zachwycona absolutnie, po kilku dniach i ochłonięciu zastanowiłam się i doszłam do wniosku, że parę niedociągnięć się tam jednak znalazło...

1. po pierwsze - jeżeli ktoś nie czytał książki, ciężko będzie mu się w kilku miejscach połapać. na przykład - w filmie nie ma wyjaśnienia, dlaczego denethor oszalał. ja wiem, że to przez palantir, ale ten wątek w filmie się w ogóle nie pojawia. inny przykład - w czasie koronacji faramir i eowina stoją obok siebie - bo zakochali się w sobie podczas pobytu w domu uzdrowień, ale tego w ekranizacji też nie widzieliśmy... całe szczęście domy uzdrowień będą w wersji reżyserskiej [wniosek wyciągnięty po uważnym obejrzeniu trailera i zdjęć promocyjnych]. :)
2. oblężenie minas tirith, jakkolwiek niesamowite, efektowne i emocjonujące, trwa za krótko! nie oddaje rozmachu tej bitwy z wersji książkowej.
3. początek jest fatalny - scena z deagolem i smeagolem nie powinna śmieszyć, a śmieszy. fatalnie zagrane i pomyślane.
4. zakończenie - rozciągnięte za bardzo. z tym, że jednej sceny mi tam brakowało :) - rozmowy z butterburem "pod rozbrykanym kucykiem" ["tak, król zawsze mówił, że piwo było u was dobre..." "król?! a skąd on to może wiedzieć??!!]...

ale wszystkie te niedociągnięcia nie zmieniają prostego faktu - film jest świetny, choć nie wiem, czy lepszy od Dwóch Wież. musiałabym to jeszcze kilka razy zobaczyć, żeby być pewna. :)

i będę bronić jak niepodległości większości decyzji reżysera o odejściu od oryginału. na przykład - pominięcie "porządków w shire" jest jak najbardziej logiczne, bo wydłużyłoby i tak długie zakończenie poza granice przyzwoitości. zamiast tego jackson wprowadził dwie bardzo proste i krtkie sceny - pierwsza, to wjazd hobbitów do shire, w zbrojach, bogatych strojach, uzbrojonych... a druga, to moment, kiedy czterech przyjaciół siada przy piwie "pod zielonym smokiem", już w normalnych hobbickich strojach i po prostu bez słowa patrzy się na siebie... idealne. :)